2
Heraklit z Efezu, starożytny filozof grecki, powiedział kiedyś:
„Do tej samej rzeki wstępujemy i nie wstępujemy, jesteśmy i nie jesteśmy”.
Leitmotivem jego filozofii była zmiana. Wszystko się porusza, wszystko się zmienia. Nie ma niczego nieruchomego. Nic nie jest stałe. Świat to ciągła transformacja wszystkiego, wszystkiego bez wyjątku.
Dzisiaj, słowa te, nabierają szczególnego znaczenia. Wydaje się, że nic tak bardzo nie odróżnia naszej epoki od innych, jak właśnie błyskawicznie rosnące tempo zmian.
Dlatego, bodajże najważniejszym pytaniem dla każdej firmy w XXI wieku jest: „Czy potrafi zmieniać się równie szybko jak świat, który ją otacza?” Niestety, w wielu wypadkach odpowiedź brzmi: nie. Wielu współczesnych menedżerów, przy każdej możliwej okazji, jak mantrę powtarza utarte slogany na temat potrzeby innowacyjności, ciągłego zadowalania klientów, czy „ulepszania” portfolio dostarczanych produktów i usług. Jednocześnie kocha miłością, wręcz toksyczną, stosowane dotąd strategie i modele biznesowe, wierząc w ich nieśmiertelność. Tymczasem to, co niezrównane kiedyś, nagle przestało się sprawdzać, bo drastycznie zmieniło się otoczenie. Zmianie uległa sama zmiana. Pozwólcie, że wspomnę takie firmy jak Kodak, Sony, czy General Motors, które fakt ten zbagatelizowały i ta ignorancja ich sporo kosztowała.
Od wielu lat, jako konsultant biorę udział w przedsięwzięciach, które mają na celu transformację firmy. Pomagam definiować programy naprawcze, wspieram zespoły nimi zarządzające. Z każdym kolejnym projektem, dostrzegam też prawidłowość, która wydaje mi się bardzo niepokojąca. Niemalże w każdym wypadku to kryzys jest powodem wprowadzenia zmiany. Prawie zawsze pojawia się jakiś magiczny bohater (najczęściej nowy prezes, dyrektor), który chce zawrócić firmę ze złej drogi. Tak było w przypadku Lou Gerstnera, który postawił na nogi światowego giganta, jakim jest firma IBM. Tak było w przypadku niezmordowanego Carlosa Ghosny, który dokonał wręcz Łazarzowego wskrzeszenia Nissana, czy charyzmatyczna Rose Marie Bravo, która przywróciła drugą młodość marce Burberry. Takie „zwycięstwa”, bardzo często mają jednak charakter pyrrusowy. W rezultacie, tylko opóźniają prawdziwą transformację. Są bardzo kosztownym zamiennikiem, który w przeciągu kilku następnych dziesięcioleci może już nie wystarczać.
Współczesne organizacje, żeby przetrwać muszą nauczyć się być zwinne – elastyczne jak sama zmiana. Transformacja nie może być tylko krótkim epizodem w życiu firmy, przypominającym jednorazową wizytę w salonie odnowy biologicznej. Dziś, tempo zmian jest tak duże, że okazyjne, kompleksowe programy naprawcze, mogą tylko skutecznie utrudniać prawdziwy rozwój. Zmiana musi być na stałe wbudowana w strategię firmy. Zachodzić niejako spontanicznie. Autonomicznie. To jest trochę tak jak z biegaczem, który rozpoczyna trening. W miarę, jak pokonuje on kolejne odcinki dystansu, jego organizm zwiększa dopływ krwi do mięśni. Proces ten zachodzi automatycznie. Bez niepotrzebnych zakłóceń. Bez szoku dla organizmu. Taka powinna być też filozofia działania współczesnych organizacji – uczynić ze zmiany normalną, autonomiczną rzeczywistości. Tylko takie organizacje mają szanse przetrwać – organizacje, które są zdolne do ciągłej samoodnowy w sytuacjach nie-kryzysowych.